Jesień na miejskich ulicach zaczyna się niewinnie – wilgotne poranki, chłodne wieczory, liście pod łapami. Dla nas to pora ciepłej herbaty i koca. Dla kota bezdomnego – czas przetrwania. Każda noc staje się próbą sił, a zmiana pogody z łagodnego lata w szarą, mokrą jesień oznacza jedno: trudności, które z każdym dniem rosną.
Koty uliczne nie mają dokąd wrócić, gdy wiatr tnie sierść jak brzytwa, a deszcz wsiąka w każde włókno futra. Chowają się w piwnicach, pod samochodami, w pustych kontenerach, byle tylko znaleźć odrobinę ciepła. Często jednak ludzie, zamiast zrozumienia, witają je gniewem – przeganiają, zaklejają kratki wentylacyjne, traktują jak intruzów. Tymczasem to zwierzęta, które kiedyś były czyjeś, znały dotyk dłoni, miseczkę z jedzeniem i schronienie. Teraz są ofiarami ludzkiej obojętności.
W jesiennym chłodzie głód staje się dotkliwszy niż kiedykolwiek. Ptaki odlatują, gryzoni jest mniej, a resztki z miejskich śmietników nie wystarczają na długo. Koci organizm, stworzony do ciepła, zaczyna tracić energię. Osłabiony kot staje się łatwym łupem chorób, pasożytów, a w końcu – śmierci z wyziębienia.
Każdy kot, który dziś błąka się po ulicy, mógłby być domowy. Nie rodzi się dziki – to my, ludzie, przez brak odpowiedzialności i kastracji, tworzymy pokolenia zwierząt skazanych na życie w strachu i chłodzie.
Jesień przypomina, że empatia ma wartość tylko wtedy, gdy przechodzi w działanie. Zanim odwrócisz wzrok od kota skulonego na mokrym chodniku, pomyśl: to Ty możesz być jego jedynym ratunkiem. Czasem wystarczy miska ciepłego jedzenia, koc, dom tymczasowy lub po prostu – decyzja, że bezdomność nie jest naturalnym losem kota.