Skip to main content

Jeszcze 10-15 lat temu na kursach dla behawiorystów (miałem w ręku materiały, a ośrodki tak szkolące dalej istnieją na rynku) uczono nowe pokolenia i osoby z tych pokoleń dalej są na rynku, że stosowanie metod inwazyjnych jest dopuszczalne i że tylko za pomocą przemocy można dotrzeć do zwierzęcia. Rekomendowano w materiałach na takich kursach stosowanie pryskanie kotów wodą, straszenie w różnej formie, uderzanie gazetą czy szmatą po tyłku. 

Do tej pory pamiętam wywiad sprzed 2-3 lat umieszczony w magazynie Wróżka, w której lekarz weterynarii Dorota Sumińska chwaliła się używaniem przemocy fizycznej wobec swoich zwierząt – uderzaniem pustą papierową tubą lub gazetą złożoną w rulonik, by rozdzielić zwierzęta, kiedy dojdzie między nimi do konfliktu.

Ja wiem, że użycie prostego zachowania, czyli emocji związanej z agresją i przemocą werbalną i fizyczną jest wygodne, jednak totalnie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem ani faktami biologicznymi. 

Używanie przemocy wobec zwierzęcia będzie skutkowało efektem odwrotnym od zamierzonego, efekt ten będzie polegał na zwiększonych nerwach, większym pobudzeniu i niszczenia relacji zwierzęcia z opiekunem. Kot się nie wyciszy i nie uspokoi, kot nie przestanie robić tego, czego my nie chcemy. Stosowanie przemocy fizycznej czy werbalnej jest działaniem zbędnym, niepotrzebnym a przede wszystkim nieskutecznym.

Mieszko Eichelberger

Zoopsycholog specjalizujący się w zachowaniu kotów domowych. Opiekun zwierząt domowych, edukator oraz pasjonat działań pro przyrodniczych. Moją pasją jest walka o poprawę warunków życia kotów domowych w Polskim systemie prawnym, przy okazji walczę też o wsparcie bioróżnorodności.

Leave a Reply