Skip to main content

Przedwczesna radość

W ostatnim czasie media i organizacje prześcigają się w radosnych okrzykach, że „psy wreszcie uwolniono z łańcuchów”. Brzmi to pięknie, jednak – jak zwraca uwagę dr Piotr Piliczewski – praktyka ma się do tych haseł zupełnie inaczej. Wystarczy bowiem deklaracja właściciela, że pies „goni kury” albo że „sam woli być na łańcuchu” i zwierzę może tam pozostać. Zmiana prawa nie spowoduje magicznie zmiany mentalności ludzi, którzy od zawsze traktowali zwierzę jako narzędzie lub kłopot.

Bezrefleksyjne cieszenie się z zakazów

Zakaz wiązania psa na łańcuchu to krok w dobrym kierunku, ale nie rozwiązuje problemu. Żadne przepisy nie nauczą opiekunów szacunku do zwierząt, jeśli sami nie zaczną go w sobie pielęgnować. Jeśli ktoś trzyma psa w stodole, zapomina go karmić albo nigdy nie wychodzi z nim na spacer – to nawet złote paragrafy nie pomogą.

Źródło problemu: nieograniczona dostępność zwierząt

Prawdziwą przyczyną cierpienia milionów psów i kotów w Polsce jest ich niekontrolowane rozmnażanie i fakt, że może je mieć każdy, niezależnie od kompetencji czy realnych możliwości. W praktyce oznacza to, że „darmowe” szczeniaki z ogłoszeń i „przypadkowe” mioty kotki, która uciekła na podwórko, dokładają kolejne zwierzęta do dramatycznego bilansu bezdomności.

Adopcja to nie „wzięcie za darmo”

Kolejnym mitem, który utrwaliły hasła „nie kupuj, adoptuj”, jest błędne rozumienie pojęcia adopcji. Adopcja nie polega na zabraniu „darmowego” kociaka od znajomego czy sąsiada-rozmnażacza. To właśnie takie działanie utrwala problem i wspiera nieodpowiedzialność. Prawdziwa adopcja oznacza przyjęcie zwierzęcia ze schroniska, fundacji, od osoby, która znalazła psa czy kota w potrzebie. W wielu krajach – takich jak Finlandia – adopcja kosztuje podobnie co zakup w hodowli, i bardzo słusznie: w zamian opiekun dostaje zwierzę, w które włożono ogrom pracy, leczenia, opieki i socjalizacji.

Cena życia i pracy

To, że pies czy kot w etycznej hodowli kosztuje nawet 5–8 tysięcy złotych, wcale nie powinno być dziwne. Każdy taki koszt obejmuje opiekę weterynaryjną, badania rodziców, odpowiednie warunki chowu i socjalizacji. To, że w wielu miejscach nadal „oddaje się psy i koty za darmo”, jest właśnie tym, co generuje cierpienie całych miotów – bo za „darmowość” płaci się chorobami, zaniedbaniem i ostatecznie śmiercią zwierząt.

Co by było, gdyby istniały tylko hodowle?

Nie oznacza to oczywiście, że w świecie opartym wyłącznie na hodowlach zniknęłyby bezdomne zwierzęta. Jednak – jak zauważa dr Piliczewski – ich liczba, zwłaszcza wśród kotów, spadłaby drastycznie. Problem polega na akceptacji społecznej wobec bezdomności kotów i powszechnym lekceważeniu kastracji.

W podsumowaniu

Łańcuch to tylko symbol. Prawdziwe cierpienie psów i kotów bierze się z ich nadmiaru, niekontrolowanego rozmnażania i iluzji, że adopcja jest czymś darmowym. Tymczasem każde życie kosztuje, a każde odpowiedzialne przyjęcie zwierzęcia powinno być powiązane z edukacją, kontrolą i świadomością. Dopiero wtedy będziemy mogli mówić o realnym uwolnieniu psów i kotów – nie tylko z łańcuchów, lecz także z pętli ludzkiej ignorancji i lekkomyślności.